Mój głos idzie na
Lewisa Hamiltona. Jedyna wątpliwość dla mnie to były jego narzekania po kilku pierwszych GP, kiedy zaczynał nieco dramatyzować, że Ferrari jest mocniejsze i tytuł się oddala. Bo teraz Lewis zdaje się przymierzać do roli takiego mentora, tłumaczy Verstappenowi, że ten przecież mógł postąpić mądrzej w Brazylii, ale łatwo jest mędrkować, gdy ma się spokojną przewagę i jest się wyluzowanym, bo największy rywal potyka się co i raz o własne sznurowadła. Hamilton pojechał świetny sezon, bezlitośnie wykorzystywał błędy rywali, samemu nie tracąc ze swojej winy praktycznie żadnych punktów, a na pewno żadnych istotnych - tylko no właśnie, kto wie jakby wyglądała druga połowa sezonu, gdyby Brytyjczyk znajdował się pod jakąkolwiek presją ze strony rywali.
I tutaj wchodzi mój antybohater tego sezonu, cały na czerwono, czyli Sebastian Vettel. Być może Ferrari popełniło więcej taktycznych błędów niż Mercedes, być może inżynierowie srebrnych strzał spięli się w trakcie sezonu i wprowadzili lepsze rozwiązania, być może "dmuchane felgi" Merca to nieco kontrowersyjny temat, ale w tym wszystkim ja, oczywiście subiektywnie, nie widziałem, aby Vettel robił wszystko co w jego mocy "against all odds", tak jak potrafił to w Ferrari robić choćby Fernando Alonso, mając maks. 3 bolid w stawce i licząc się do końca w walce o tytuł. Tym razem zespół popełnił mniej błędów niż w ubiegłym roku, a Vettel znowu spuchł, pękł i zniknął, pozwalając zmasakrować się Hamiltonowi w ostatnich Grand Prix. Oczywiście, być może gdyby Seb jeździł lepiej, Lewis i tak by wygrał, bo cisnąłby bardziej - ale "wrażenia artystyczne" i ocena sezonu na pewno byłaby zupełnie inna, na korzyść zarówno Niemca, jak i Brytyjczyka.
I jeszcze dwa wyróżnienia, dwóch kierowców, którzy bez wątpienia będą gorącym tematem w najbliższym sezonie:
-
Charles Leclerc. Świetny debiut, robiący chyba tym większe wrażenie, że na początku ta F1 naprawdę go zaskoczyła i wyglądał mocno średnio, czego zresztą nie ukrywał, po czym bardzo szybko złapał o co chodzi. Może to jeszcze za mało na kierowcę sezonu, ale w kontekście poprzedniego akapitu - mam nadzieję, że Monakijczyk odnajdzie się również w czerwonym bolidzie i sprawi, że w końcu do roboty weźmie się Vettel.
-
Max Verstappen. Bardzo zły początek sezonu, świetna końcówka ze zwycięstwem i miejscami na podium w 5 ostatnich GP. Przy czym niestety, dla mnie Holender to taki szkolny osiłek. Jeżeli masz za plecami Ricciardo, to wiesz, że nawet jak jest szybszy, poczeka na dogodny moment i wyprzedzi cię czyściutko, przyjaźnie pozdrawiając. Gdy widzisz w lusterku Verstappena, możesz spodziewać się, że zaatakuje od razu, nawet jeżeli nie ma żadnej luki, którą mógłby wykorzystać, wyprzedzi cię, da ci jeszcze przy tym z łokcia i powie coś brzydkiego. Jeżeli on odrobinę przytemperuje się dla własnego dobra, będzie liczył się w walce o trofea, choć ja osobiście liczę na to, że będą kierowcy potrafiący pokonać Maxa szybkością, a jeżdżący w sposób bardziej elegancki - młode pokolenie wygląda obiecująco