Re: Wywiady z Robertem Kubicą
Napisane: Pt lis 29, 2019 12:34
@qTeck
Ale tam dalej jest "(śmiech) A tak na poważnie..."
Ale tam dalej jest "(śmiech) A tak na poważnie..."
exxxile napisał(a):Kazik napisał(a):RK i tak ma i będzie miał szacun za to, że chce się ścigać (gdziekolwiek) a nie chce zostać "gwiazdą" youtube jak Nico Rosberg.
Nie wiem po co właściwie ten ustęp i prztyczek w kierunku innego kierowcy. Rosberg skoncentrował się na rodzinie, jeździ sobie na wyścigi i nagrywa vlog na youtube, ale poza tym odszedł na emeryturę jako mistrz świata F1.
Kazik napisał(a):exxxile napisał(a):Kazik napisał(a):RK i tak ma i będzie miał szacun za to, że chce się ścigać (gdziekolwiek) a nie chce zostać "gwiazdą" youtube jak Nico Rosberg.
Nie wiem po co właściwie ten ustęp i prztyczek w kierunku innego kierowcy. Rosberg skoncentrował się na rodzinie, jeździ sobie na wyścigi i nagrywa vlog na youtube, ale poza tym odszedł na emeryturę jako mistrz świata F1.
Prztyczek to jam często od Ciebie po jakimkolwiek poście.
ALDONA MARCINIAK: Rok temu siedzieliśmy w tym samym miejscu, w tłumie ludzi, który przyszedł zobaczyć pańską prezentację jako kierowcy wyścigowego Williamsa. Jak wspomina pan tamten czas?
ROBERT KUBICA: Kończył się pewien rozdział mojej kariery. Związany z życiem poza torem, z tym, co się wydarzyło dobrych kilka lat temu. Ciekawostką było to i to mi zapadło w pamięć z tego dnia, że ci sami ludzie, którzy miesiąc czy dwa wcześniej mówili, jak to nie będę w stanie prowadzić bolidu, gratulowali mi i opowiadali, jak to fajnie, że mi się udało.
Czy jest jakaś rada, którą chciałby pan wtedy dostać, wiedząc to, co wie pan teraz?
Nie, ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, jakie zadanie przede mną stoi i w jakiej sytuacji możemy się znaleźć. Choć nie ukrywam, że była ona dużo bardziej skomplikowana niż na przykład jeszcze 12 miesięcy wcześniej. Zamiast na początku sobie ułatwić życie, mieliśmy jeszcze większe komplikacje.
A wydarzyło się podczas tego roku coś, na co pan liczył?
Tak, sporo takich rzeczy. Bardziej związanych z moją jazdą, z tym, jak sobie w pewnych sytuacjach poradziłem. Nie tylko sportowo, ale i pozasportowo. Ale też wydarzyły się rzeczy, co do których miałem nadzieję, że nie nastąpią. Mnóstwo spraw, które na tym poziomie, w Formule 1, nie powinny mieć miejsca i nie chodzi tutaj o prędkość bolidu, ale o to, jak niektóre rzeczy zostały poprowadzone.
To jak dużo było takich wyzwań, których nie widać na zewnątrz?
Więcej niż tych, które były na torze.
Czy kiedyś pan o tym opowie?
Nie. Nie ma sensu opowiadać o czymś, co się działo, bo to nic nie zmieni.
REKLAMA
Może zmieni to, jak odbierany będzie ten pański sezon, da szerszy kontekst ludziom, którzy widzą przecież bardzo mało.
Nie, bo jeśli widzą bardzo mało, to dalej będą mało widzieć. A ja nie muszę nikomu niczego udowadniać. Tylko sobie. Dlatego tak naprawdę w ogóle się tu znalazłem. To była misja, na którą „wysłał” mnie ten okres mojego życia po wypadku i po przygodzie z rajdami, gdy postanowiłem, że spróbuję znaleźć się w najwyższej kategorii na torze, w której ze swoimi ograniczeniami będę mógł się ścigać. To mi się udało. I uważam, że zrobiłem kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o sprawy poza torem. Na nim to niestety już inna bajka i tu nie wszystko zależało ode mnie. Z pewnością niektóre rzeczy mogłem zrobić lepiej, niektóre zrobiłem dobrze, ale i tak były niewidoczne. Podsumowując ten rok – był on trudny, to na pewno. Cieszę się, że się kończy.
A co mógł pan zrobić lepiej?
Dużo rzeczy ze strony kierowcy można zrobić lepiej. Tak jak powiedziałem wcześniej: zdawałem sobie sprawę, jakie przede mną wyzwanie, bo mam duży szacunek do tego sportu, do tego padoku i do większości ludzi, którzy w nim są. Nie jest łatwo, gdy się wraca do sportu po ośmiu sezonach przerwy. Tym bardziej była mi potrzebna stabilność na początku roku. A jej właśnie zabrakło. Działy się rzeczy, które nie powinny w ogóle mieć miejsca, a które wytrącają cię z prawidłowej drogi. Może trzeba było być bardziej pewnym siebie i swoich odczuć, nawet jeśli nie zawsze były one potwierdzane wykresami i danymi. Bo później po iluś Grand Prix okazywało się, że jednak twoje wrażenia były słuszne. Ale jak masz respekt do swoich zadań, to automatycznie zaczynasz w pewnym momencie myśleć, że może jednak to ty coś źle wyczułeś. Ale jednak tego, co czuje kierowca, nie da się pomylić.
Mówi pan, że nie ma nic do udowodnienia innym, tylko sobie. Po tym sezonie zostało więc panu coś jeszcze do udowodnienia, czy to, coś chciał pan wiedzieć, już wie?
Nie ukrywam, że chciałbym moją wiedzę – i tę, którą nabyłem, i to, co myślę, że jestem w stanie zrobić – przełożyć na stoper. Nie było mi dane w tym roku. Takie jest jednak życie. Ale nie sprawia to, że nie śpię po nocach czy szczególnie się martwię.
A jednak nie ma pan podrażnionej ambicji, że tego nie udało się pokazać, bo nawet nie było takiej szansy?
Zależy. Czasami rzeczy niewidoczne dla innych są jasne dla ciebie. Dlatego myślę, że w pewnych momentach sezonu niektóre rzeczy robiłem dużo lepiej, niż to było widać. Ale świata nie zmienię. To charakterystyka tego sportu.
A są w tym padoku ludzie, którzy też widzą to, co pan?
Nie za bardzo. Bo to dotyczy odczuć za kierownicą i tego, co robisz w kokpicie.
Opowie pan o jakimś momencie, w którym był zadowolony?
Myślę, że byłem zadowolony w 80 procentach przypadków.
Kiedy więc kierowca jest zadowolony? Wtedy, gdy wie, że wyciągnął maksimum z danego samochodu?
Tak. Wychodzisz z bolidu i najpierw to czujesz, a potem analizujesz. Były kwalifikacje, gdy wychodziłem z bolidu, byłem pół sekundy za przedostatnim kierowcą i powiedziałem znajomemu, że w złotych czasach BMW taka jazda dałaby pierwszy rząd, a w Renault pierwsze trzy rzędy. A ja startowałem ostatni, z pół sekundy straty do przedostatniego. Życie... A jeśli tak to wygląda, to tak naprawdę nie masz powodu, by mieć „gula”. Mam swoją ocenę, jednak z różnych przyczyn nie da się do niej dojść i mieć takich samych wniosków, patrząc na cyferki.
Powiedział pan, że cieszy się, że ten sezon się kończy. Wiedząc, jak się to wszystko ułoży, rok temu wszedłby pan w to jeszcze raz?
REKLAMA
(długa pauza) Myślę, że tak. Bo to nie jest na tej zasadzie, że pewnych rzeczy dowiedziałem się dopiero teraz – spędziłem przecież w Williamsie także poprzedni sezon. Oczywiście co do niektórych spraw zawsze istnieje nadzieja, że zostaną poprawione, a błędy usunięte. I nadal ją mam i wierzę, że zespołowi się to uda, ponieważ jest tu mnóstwo osób, które naprawdę robią kawał dobrej roboty i zasługują na dużo lepsze wyniki.
Z jakichś przyczyn jednak niektóre rzeczy nadal nie zostały poprawione. I dopóki tak będzie, są małe szanse na lepsze osiągi. Jeśli bym miał odpowiedź na pytanie, czy zrobiłbym to jeszcze raz i znów przeżył ten sezon, to odpowiedź brzmi: tak. Bo to była moja misja. Ale też może znałbym lepiej ludzi, z którymi w nią wszedłem i wiedział, że niekoniecznie mają ten sam cel, który ja miałem.
Zastanawiam się czy ten rok nie zniechęcił [pana trochę do tego sportu i nie obrzydził go panu?
Nie, ponieważ myślę, że ten rok miał bardzo mało wspólnego z Formułą 1.
To z powodu otoczenia, w którym się pan znalazł?
Powiedziałem: ten rok. Myślę, że Formuła 1 – i ta, z którą miałem do czynienia dawniej i ta, jaka nadal jest – to trochę co innego niż to, z czym miałem do czynienia w tym roku. Sytuacja, w jakiej znaleźliśmy się w tym roku, nie spotkała nas bez przyczyny. Przyszedłem do F1, by pracować na najwyższym możliwym poziomie. Tego brakowało mi w rajdach. I wciąż podkreślam – w Williamsie są osoby, które naprawdę potrafią wykonywać swoją robotę i dobrze się z nimi współpracuje, jednak niestety momentami odnoszę wrażenie, że ten styl pracy mało przypomina sposoby działania zespołu F1.
Gdy startował pan w Abu Zabi w 2010 roku, to nie wiedział wówczas, że to będzie ostatni wyścig w Formule 1 na bardzo długi czas. Teraz wie pan już, że tegoroczny będzie ostatni, ale pytanie brzmi, czy ostatni w ogóle, czy tylko na jakiś czas?
Zobaczymy, co życie przyniesie. Jak podkreśliłaś, w 2010 roku byłem tego zupełnie nieświadomy. W tym roku zdaję sobie sprawę, że może tak być, że ten będzie moim ostatnim. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że wolałbym, żeby moim ostatnim wyścigiem był ten z 2010 roku, a nie ten, który jest przede mną w najbliższy weekend. Ponieważ te dziewięć lat temu miałem narzędzia, dzięki którym mogłem walczyć. Dzisiaj nie wiadomo, jak potoczy się życie. Ja jestem realistą. Zdaję sobie sprawę z tego, że tu w Abu Zabi mogę przejechać swój ostatni wyścig w karierze w Formule 1, ale też może niekoniecznie.
Tak. Wychodzisz z bolidu i najpierw to czujesz, a potem analizujesz. Były kwalifikacje, gdy wychodziłem z bolidu, byłem pół sekundy za przedostatnim kierowcą i powiedziałem znajomemu, że w złotych czasach BMW taka jazda dałaby pierwszy rząd, a w Renault pierwsze trzy rzędy. A ja startowałem ostatni, z pół sekundy straty do przedostatniego. Życie... A jeśli tak to wygląda, to tak naprawdę nie masz powodu, by mieć „gula”. Mam swoją ocenę, jednak z różnych przyczyn nie da się do niej dojść i mieć takich samych wniosków, patrząc na cyferki.
Jaki był problem podczas pierwszego przejazdu?
Było kilka rzeczy, które nie działały. To nie były duże problemy, rozwiązaliśmy je. Trochę logistyki...
Czyli nie z samochodem?
Jeden nie był właściwie związany nie z samochodem, ale na samochodzie, a drugi dotyczył tego, że mogliśmy lepiej poradzić sobie z pewną sprawą. Tak jak mówię, nie były to wielkie rzeczy.
To w takim razie jak wpłynęły na twoją jazdę?
Gdy zaczynaliśmy pierwsze okrążenie, opony nie były w odpowiednim stanie. Wiedząc, że mam drugie okrążenie, nie naciskałem mocno, nie chciałem bardziej obciążać gum, żeby były w lepszym stanie na drugą próbę, ale musiałem ją anulować. Zjechałem, więc straciłem trochę czasu, trochę wiedzy.
A jak druga próba?
Była OK. Nic spektakularnego, powiedziałbym. Nie było źle. Pewnie w niektórych miejscach mogło być lepiej, w niektórych nie było źle. Tak jak mówię, brakowało mi trochę wiedzy, co się może wydarzyć, a ponieważ tu warunki na torze się szybko zmieniają, moim punktem odniesienia był trzeci trening. A ponieważ nie miałem – powiedzmy – porządnego okrążenia w pierwszym przejeździe, to nie były najłatwiejsze kwalifikacje. Ale było OK.
Co sądzisz o bilansie walki w kwalifikacjach z kolegą z zespołu?
Nie mam tu wiele do powiedzenia. Trudno to nazwać walką, gdy chodzi o ostatni rząd. Ale jeśli chcesz nazwać to walką, to solidnie ją przegrałem. Ale jeśli potem spojrzysz na klasyfikację, to ją wygrałem. Czy nie wygrałem jeszcze – bo jeszcze jest jeden wyścig! Więc zależy, na co patrzysz. To żart. Sarkastyczna odpowiedź. Tak czy inaczej wytniesz to, jak chcesz. Myślę, że generalnie to nie było łatwe dla żadnego z nas. Oczywiście George wykonał świetną robotę, ja często miałem duże problemy, bo traciłem wyczucie auta, i tak było też tu, gdzie pierwszy trening był najlepszy i był jedyną sesją w roku, w której w pewnym aspekcie czułem się komfortowo. Zajęło nam to wiele wyścigów, ale przynajmniej wygląda na to, że teraz zespół to rozwiązał. Ja miałem szansę testować to w piątek, pewnie w przeszłości to rozwiązanie było użyte u George’a. Nie ma to tak naprawdę znaczenia. Koniec końców, gdy masz taki trudny rok, to niewiele zmienia, czy jesteś 18. czy 20. To, co się liczy, to twoje odczucie i osobista ocena tego, co zrobiłeś i co mogłeś zrobić lepiej, co osiągnąłeś. Nawet, jeśli trudno teraz na to patrzeć, bo generalnie sezon był dość negatywny.
To w takim razie jesteś osobiście zadowolony ze swoich występów?
Jak powiedziałem, jesteśmy kierowcami wyścigowymi i zawsze chcemy osiągać lepsze wyniki. W tym sezonie jest bardzo trudno ocenić, jakie mogłyby być moje możliwości i jakie są. Z drugiej strony ten sezon – i sądzę, że to jest najważniejsze – dał mi przekonanie, że mogę się ścigać na najwyższym poziomie, w innych mistrzostwach, dlatego pragnę się skoncentrować na ściganiu w przyszłym roku, bo myślę, że pracując z zespołem, cokolwiek będę robił, wciąż mogę się dobrze bawić i się sprawdzić. I to jest najcenniejszy wniosek z tego sezonu. Choć tak jak mówię, w tym sezonie było niemal niemożliwe, żeby to zobaczyć. I mam wrażenie, że kilka rzeczy mogliśmy zrobić lepiej, ale myślę, że jeżeli przejdziesz się po padoku to każdy mógłby coś zrobić lepiej i to jest właśnie esencja motosportu i Formuły 1. Zawsze możesz być lepszy, zawsze szukasz więcej od siebie, ale także lepszej współpracy z teamem tego typu rzeczy.
Czy w tym sezonie wróciłeś do dawnej formy?
Sądzę, że nie da się odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ po pierwsze musisz znaleźć się na pozycji, na której będziesz w stanie pokazać, że jesteś tak dobry, jak wcześniej, a sądzę, że w tym roku często nie było to możliwe. To proste. Gdy ścigasz się z przodu jest inaczej, niż gdy walczysz z tyłu. Z punktu widzenia operacyjnego, czy wykonywanej pracy, czuję się nawet bardziej rozczarowany, niż jeśli chodzi o wyniki, ale to moje osobiste przemyślenia. Uważam, że jako grupa - wliczając w to mnie - w tym roku nie zrobiliśmy wystarczająco dużo. Tak naprawdę nie robiliśmy tego przez ostatnich 24 miesięcy. Bo pracuję z tym zespołem nie tylko w tym roku. Jestem tu dłużej, niż dwa lata. George ma dokładnie te same wnioski, które miałem ja po przejechaniu moich pierwszych w życiu pięciu okrążeń bolidem Williamsa w Abu Zabi. To pokazuje, że nie zrobiliśmy wystarczająco dużo przez tych 24 miesięcy. Mówię to w imieniu całej grupy, bo byłem i wciąż jeszcze przez krótki czas będę jej członkiem. To dla mnie największe rozczarowanie, jeśli chodzi o pracę tu. Z mojego punktu widzenia powinniśmy byli reagować znacznie szybciej i powinniśmy operować z większym przekonaniem, że możemy rozwiązać problemy, zamiast uważać, że nie ma problemów. Z jednej strony dobre jest, że po 24 miesiącach słyszę te same konkluzje od George'a, bo to upewnia mnie, że nie tylko ja to czułem. To tak, jakbyś wyciął i wkleił dokładnie moje komentarze sprzed dwóch lat. Z drugiej strony pokazuje to, że przez 24 miesiące niewiele rzeczy się zmieniło. To jest Formuła 1, a w Formule 1 musisz reagować szybko. Inaczej będziesz tracił, zamiast się poprawiać, lub będziesz się poprawiał, ale nie tak bardzo, jak to możliwe. We mnie zmieniło się to, że jestem znacznie starszy, niż dziesięć lat temu. To często zła rzecz, ale z drugiej strony patrzysz na sprawy z szerszej perspektywy. Z jednej strony - kocham Formułę 1, a ona inspiruje mnie, bo jest tak skomplikowana, z drugiej - musisz pozostawać w grze, aby rozwiązywać problemy i przekonywać, że te konkretne problemy należy rozwiązać. Gdy ci tego brakuje, zostajesz sam w swojej walce, a gdy jesteś sam... Nie możesz nic zmienić.
Nie było jednej przyczyny problemów Roberta Kubicy w sezonie 2019, a jedną z wielu nie były ani opony ani jego ograniczenia. Polak udzielił ciekawego wywiadu polskiej edycji motorsport.com.
Robert po raz kolejny wykluczył, że jego problemy wynikały z braku zrozumienia opon.
„Myślę, że jestem wystarczająco sprytny i mądry, aby zrozumieć co powinienem zrobić z oponami. Oczywiście, ostatecznie to kierowca prowadzi samochód, ale wszyscy mamy dokładnie te same cele, a nasze oczekiwania wobec ogumienia są zbieżne. Widzę, że istnieje tania wymówka mało udanego sezonu”.
Kubica uważa, że nie powinno szukać się tylko jednego wyjaśnienia jego gorszych wyników w porównaniu z George Russellem. Jest jednak przekonany, że jednym z czynników na to wpływających nie były jego ograniczenia.
„Czasami chcemy sprawić, by ludzie uwierzyli, że Formuła 1 jest prosta. Tak jednak nie jest. Istnieje wiele czynników, które mają wpływ na końcowy wynik lub liczby widniejące na stoperze. Jednak nie należą do nich moje ograniczenia w zakrętach” – dodaje Polak.
Jak mówi Polak, gdy mógł spisywać się nieźle, robił to, ale „zdarzało się, że mogłem coś zrobić lepiej, ale bywało i tak, iż nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi. Nie miałem pojęcia dlaczego z dnia na dzień spisywaliśmy się tak słabo. To było najgorsze, ponieważ chcąc się poprawić, musisz rozumieć przyczyny [niepowodzeń]. Nie ma sensu szukać leku na coś, co nie powoduje choroby” – wyznaje Kubica.
- Myślę, że jestem wystarczająco sprytny i mądry, aby zrozumieć co powinienem zrobić z oponami - powiedział Kubica w rozmowie z Autosport.com/Motorsport.com. - To nie tylko kierowca decyduje w jaką stronę podążać, jeśli chodzi o opony i to jak powinny one pracować. Wciąż jest to praca zespołowa.
- Oczywiście, ostatecznie to kierowca prowadzi samochód, ale wszyscy mamy dokładnie te same cele, a nasze oczekiwania wobec ogumienia są zbieżne. Widzę, że istnieje tania wymówka mało udanego sezonu.
Opisując sezon 2019, Kubica wskazuje na częsty brak informacji zwrotnych, co doprowadziło do wielu mylących sytuacji i nieudanego roku.
- Mam swoją opinię na temat aspektów, w których mogłem spisać się lepiej, ale nie pomagano mi. W okolicznościach w jakich się znaleźliśmy, niezwykle istotne było dla mnie, aby zacząć sezon w sposób konsekwentny i budować na tym cały swój powrót [do F1]. Niestety, tak się nie stało.
- Były okazje kiedy mogłem spisywać się nieźle i tak też robiłem, ale zostało to zamaskowane przez zewnętrzne czynniki. Zdarzało się, że mogłem coś zrobić lepiej, ale bywało i tak, iż nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi. Nie miałem pojęcia dlaczego z dnia na dzień spisywaliśmy się tak słabo.
- To było najgorsze, ponieważ chcąc się poprawić, musisz rozumieć przyczyny [niepowodzeń]. Nie ma sensu szukać leku na coś, co nie powoduje choroby.
Niemal tragiczny w skutkach wypadek podczas Ronde di Andora, który wymusił przerwanie kariery w F1, sprawił, że Kubica ma ograniczoną ruchomość prawej ręki. Sam kierowca opisał siebie jako prowadzącego w 70 procentach lewą ręką. Choć mogło być to logicznym wytłumaczeniem problemów w szybkich zakrętach, Kubica odrzucił tę tezę wskazując, że jeden z lepszych dni miał na japońskim torze Suzuka.
- Czasami chcemy sprawić, by ludzie uwierzyli, że Formuła 1 jest prosta. Tak jednak nie jest. Istnieje wiele czynników, które mają wpływ na końcowy wynik lub liczby widniejące na stoperze. Jednak nie należą do nich moje ograniczenia w zakrętach.
- Prawdą jest, że chwilami straty były większe, ale trzeba dodać również to, iż w momentach niskiej przyczepności tracisz więcej w trudniejszych obszarach. To normalne. Strata powiększa się, gdy masz dwa, trzy zakręty po sobie, a nie tylko prostą i jeden zakręt.
- Taki jest fakt. Jestem przekonany, że moje ograniczenia nie wpływają na osiągi w takich sekcjach - powiedział Robert Kubica.
Mam zaplanowane 10 weekendów DTM i 18 weekendów F1, do tego dochodzą testy i praca w symulatorach – nie tylko Alfa Romeo Racing Orlen, ale również żeby przygotować się do jazdy w DTM. Do tego dochodzą dni marketingowe i spotkania z mediami i tego na pewno jest sporo. Pasja i możliwość ścigania się na najwyższym poziomie nakręcają mnie. Są 3 weekendy, kiedy daty wyścigów DTM i F1 pokrywają się. Priorytetem będzie ściganie, ale gdyby coś się działo w zespole F1, ten priorytet może się zmienić.