Nie doceniłem Portugalii, a może też tych 24 godzin odpoczynku więcej. Granie w 1/2 z Walią to jednak lepsze rozwiązanie niż potyczka z Niemcami. Stawiałem zdecydowanie na Francję i w sumie chyba z przebiegu meczu była to drużyna groźniejsza, ale co los im dał w półfinale zabrał teraz. Wychodzi na to, że suma szczęścia i pecha równa się zero. Przegrane wyrównane półfinały EURO 2000 i World Cup 2006 to teraz los dał zwycięstwo. Przewrotne, bo chyba tamte Portugalie miały więcej klasowych zawodników, a do tego jeszcze ta kontuzja Ronaldo. Wygrała bardzo dobra defensywa (porównanie z Grecją 2004 na miejscu) i trochę szczęścia w newralgicznych momentach. Błąd sędziego w końcówce i kartka Koscielnego za rękę Edera, a w następnej akcji Francuz może po prostu zatrzymałby Edera nieprzepisowo, gdy mu uciekał, a tak nie mógł, bo by wyleciał z boiska. A może też wszystko rozstrzygnęło się 22 czerwca, gdy Arnór Ingvi Traustason w 94 minucie strzelał gola na 2-1 w meczu Islandia - Austria wysyłając siebie do drabinki na Anglię, a Portugalię do Chorwatów, a może w ten sam dzień, gdy przy stanie 3-3z Portugalią Węgrzy po kontrze strzelili w słupek, a nie do bramki?
Turniej niestety do zapomnienia, mało porywających spotkań. Niepokojąca tendencja finałów ostatnich turniejów to 1:0 (wyjątek 4-lata temu, ale Włosi zmęczeni i w 10 kończyli). Obrona, obrona i jeszcze raz obrona, szkoda, wolę by wyniki były typu 3:2 niż to co mamy teraz. Wszystko się zaczęło od tego antymeczu Niemcy - Argentyna w 1990 roku