Niesamowite były te mistrzostwa i niesamowite osiągnięcie naszych reprezentantów. Przełamali hegemonię Brazylii, pokonując ich w tym turnieju dwukrotnie i w ogóle zwyciężyli w zasadzie z wszystkimi najtrudniejszymi rywalami (poza jednym wyjątkiem: USA), nie zostawiając nikomu żadnych wątpliwości, czy ten triumf jest zasłużony czy nie. Nie mieli ułatwionego zadania, jak choćby Włosi organizujący MŚ przed czterema laty, gdzie ludzie wracali z mistrzostw zniesmaczeni tym, co oni tam wyprawiali. My mieliśmy jedną z możliwie najtrudniejszych ścieżek do tego złota. Co prawda, I runda mogła wydawać się prosta, ale już od II rundy zaczęła się gra na całego i każdy pojedynczy mecz mógł zaprzepaścić szanse medalowe. A Polacy mimo słabego początku II rundy z każdym kolejnym meczem rośli i grali coraz lepiej. Nawet kiedy nie szło najlepiej, podnosili się z kolan i ostatecznie wygrywali. Dlatego też twierdzę, że talentem, taktyką i w ogóle aspektami czysto sportowymi wygrali tylko w połowie. Druga połowa sukcesu to głowy Biało-Czerwonych. Nie poddali się w żadnym momencie. Kiedy czasami na początku meczu paraliżowała ich presja, po jakimś czasie potrafili to przezwyciężyć. Kiedy rozpoczynali seta dużą stratą, potrafili ją odrobić i wrócić do gry. Jak rywale odrabiali dużą przewagę Polaków, też to naszych nie podłamywało. Jak grali słabiej i na pewno zdawali sobie z tego sprawę, po prostu starali się jeszcze bardziej i dalej walczyli. Nic ich nie złamało. Rzadko to spotykane u polskich sportowców niestety... I właśnie z tego powodu należy to tym bardziej docenić!
Co do aspektów bardziej sportowych, to nie będę nikogo wyróżniał, bo Mistrzowie Świata 2014 to przykład prawdziwej drużyny, a nie zlepku indywidualności. Ten turniej naprawdę pozwala sądzić, że każdy w tej kadrze był potrzebny, aby zakończył się on tak, jak się zakończył, czyli złotem. Każdy coś do tej reprezentacji wniósł. Kto nie wchodził na boisko, potrafił pomóc drużynie. Każdy wiedział, że jeśli komuś nie będzie szło, to wejdzie zmiennik i pociągnie grę. Wszyscy znakomicie się uzupełniali i na pierwszym miejscy stawiali zespół, a nie siebie. Z tego powodu trzeba pamiętać również o wkładzie Ignaczaka i Wrony, którzy z reguły zasiadali na trybunach. Na pewno było bardzo ważnym, że gracze, którzy łapali się do 12-stki, czuli z ich strony tylko i wyłącznie wsparcie, a nie zawiść i zazdrość. Oni w ogromnej mierze tworzyli tą pozytywną atmosferę. Antiga z Blainem stworzyli prawdziwą drużynę, która wydaje się, że w trakcie mistrzostw, stała się sobie jak rodzina (bo to naprawdę widać po wypowiedziach, po wywiadach, po różnych materiałach z meczów i spoza meczów).
Antiga i Blain - znakomita współpraca i znakomity pomysł. Muszę przyznać, że w momencie ogłoszenia decyzji o powierzeniu polskich siatkarzy Antidze, pomyślałem sobie, że to nie może wypalić. Potem kiedy usłyszałem, że asystentem będzie Blain uspokoiłem się trochę i zacząłem myśleć bardziej optymistycznie, ale wciąż miałem ogromne wątpliwości, jak to będzie. I chyba wątpliwości były w tym przypadku uzasadnione. Ale teraz... teraz już wiemy, jak to genialnie wypaliło. Mimo że miałem momentami pretensje, że zbyt późno Stephane reaguje w trakcie meczu, robi zmiany i trzyma się niektórych zawodników zbyt kurczowo, to wyszło po prostu na jego. On wiedział, co robi i dawał swoim zachowaniem komfort psychiczny zawodnikom. Oni mu ufali i wiedzieli, że trener ufa im. Za tegoroczną pracę z naszą reprezentacją Antigi i oczywiście Blaina (nie można pod żadnym pozorem o nim zapominać) należą im się tylko i wyłącznie pokłony. Poprowadzili to po prostu najlepiej, jak się dało. Od samego początku tego sezonu reprezentacyjnego aż do ostatniej akcji finału MŚ.
Co trzeba też chyba przypomnieć, przed MŚ nie byliśmy wymieniani w ścisłym gronie faworytów. Stawiani byliśmy za Brazylią, Rosją, Włochami czy USA. A wielu ludzi przekreśliło naszych już zupełnie w momencie, kiedy ze zgrupowania wyjechał Kurek, a Antiga ogłosił, że nie zagra on na mistrzostwach.
Także podsumowując, chwała naszej reprezentacji za ten turniej. Wszyscy zawodnicy, wszyscy trenerzy, wszyscy współpracujący z kadrą i w ogóle wszyscy, którzy w jakiś sposób przyczynili się do Mistrzostwa Świata zasłużyli na przeogromne gratulacje. Powinniśmy, a nawet musimy być z nich dumni. I szczęśliwi. Historia napisała się na naszych oczach. Brawo chłopaki! Dziękujemy!
Szkoda tylko, że to zarazem koniec takiej reprezentacji. Bo bez Wlazłego, Winiara, Igły i Gumy to będzie inna drużyna. Liczyłem na to, że chociaż Mariusz i Michał poczekają z końcem do Rio. Bo o Ignaczaku i szczególnie Zagumnym, było jasne już wcześniej i trudno być zaskoczonym. Nie będzie łatwo osiągnąć sukcesu na IO bez nich. Będzie trzeba drużyna w dużym stopniu budować od nowa... Ale to dyskusja na później. Teraz trzeba się jeszcze pocieszyć ze złota.
Swoją drogą, aż dziwnie się myśli o tym, że nie zobaczymy w biało-czerwonych barwach już Zagumnego. Przecież on z mojej perspektywy był w reprezentacji od zawsze. Inni odchodzili, wracali bądź nie, przewijali się dłużej lub krócej, a on był zawsze. I zawsze był trzonem kadry oraz jednym z jej liderów. Będzie go brakować... Myślę, że warto wspomnieć jego osiągnięcia: złoto i srebro MŚ, złoto ME, zwycięstwo w LŚ, 2. miejsce w PŚ, jest jedynym polskim siatkarzem, którzy zagrał na czterech IO + złoto MŚ i ME juniorów + osiągnięcia indywidualne, czyli nagrody dla najlepszego rozgrywającego MŚ, ME, LŚ oraz IO. Brakuje tylko krążka IO. Ale tak czy siak, można powiedzieć, że to kariera kompletna i wybitna.