Stało się - Stuart Bingham mistrzem świata.
Nikt na niego nie stawiał, każdy szydził i nie dawał szans w żadnym starciu poza Robbie'm Williamsem (zbieżność z muzykiem). Odprawił O'Sullivana, Trumpa i w finale pokonał Murphy'ego. Żaden przypadek - grał znakomicie. Był bliski maksymalnego brejki - pod koniec były błędy, bo i presja większa. Ale wcześniej był prawie bezbłędny, szybko odrabiał straty, potrafił wygrywać partie, które teoretycznie nie były do wygrania. Budował wysokie brejki, a do czasu ostatnich trzech partii gra przebiegała bardzo szybko. W końcu w ostatniej sesji wytrzymał presję bardziej od Murphy'ego - tak też było w poprzednich meczach. Dowiódł, że jest w stanie pokonać każdego. Z turysty, jak nazywali go z pięć lat temu, stał się snookerzystą pełną gębą. Same mistrzostwa rekordowe, bo z największą ilością brejków stupunktowych. W pełni zgadzam się z komentatorami. Mimo absolutnego "autsajdera" jeden z najbardziej zasłużonych mistrzów świata w ostatnich latach. Gratulacje. Jak widać można przed samą 40-stką. W nowożytnym snookerze to najstarszy czempion.
Felipe Massa jest prawowitym Mistrzem Świata Formuły sezonu 2008.
Valentino Rossi prawdziwym mistrzem sezonu 2015.
Marc "Glebiarz" Marquez out