przez chmiel Wt cze 25, 2013 16:41 Re: Koszykówka
Czas wspomnieć chociaż o zakończonych już w zeszłym tygodniu finałach NBA. Były one moim zdaniem naprawdę fantastyczne, okraszone przede wszystkim super emocjonującymi i genialnymi Game 6 oraz Game 7. Były różne momenty, szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę, mieliśmy różnych bohaterów i różne świetne historie, no i jak już napisałem, fenomenalne ostatnie dwa mecze, podczas których nikt nie mógł się nudzić. Sportowo moim zdaniem również ten pojedynek stał na znakomitym poziomie, bo spotkały się w nim rzeczywiście dwie najlepsze drużyny tego sezonu.
W G6 Spurs mieli już 12 pkt przewagi jeszcze przed końcem III kwarty, natomiast kiedy na zegarze pozostawało 30 sekund do syreny kończącej mecz, niektórzy kibice Miami zaczęli już wychodzić z hali, nie mając nadziei na zwycięstwo Heat, a ochroniarze rozwijali już żółte taśmy, przygotowując się na mistrzowską fetę. Jednak celne trójki Jamesa oraz Allena w ostatnich 20 sekundach meczu pozwoliły doprowadzić do dogrywki, w której Miami uratowali serię finałową. Potem był mecz nr 7, w którym oba zespoły szły łeb w łeb i mogły to spotkanie wygrać prowadzone przez swoich liderów w osobach Jamesa oraz Duncana. W ostatniej minucie jednak jeden z tych liderów nie wykorzystał swojej okazji, a drugi można powiedzieć, że zamknął mecz. Na 45 sekund przed końcem Duncan nie trafił rzutu, który raczej trafia, a sekundę później jego dobitka również nie okazała się skuteczna. Za to na 27 przed końcem James wziął sprawy w swoje ręce, wyszedł w górę, rzucił i trafił daggera. Chwile później jeszcze przejął złe podanie Ginobiliego, został sfaulowany, wykorzystał oba osobiste i już było pozamiatane. Mierzyły się ze sobą dwie wielkie drużyny i zdecydowały detale, szczegóły. Miami było minimalnie lepsze, ale gdyby wygrali Spursi, to nikt nie mógłby powiedzieć, że nie zasłużyli. Obie drużyny zasłużyły na wielkie brawa. Takie serie, takie finały chce się po prostu oglądać. Brawo!
A teraz coś o zdobywcy nagrody MVP. Wyjdzie może tego nawet więcej niż o samych finałach, ale dla mnie osobiście to ważniejszy wątek, bo team któremu kibicuje nie zagrał nawet w PO. W finałach był za to właśnie gracz, któremu życzę najlepiej - LeBron James. Udało mu się zdobyć nagrodę dla MVP finałów dwa razy z rzędu jako trzeciemu w historii po Jordanie i Olejuwonie. LeBron James ku rozpaczy jego "hejterom" udowodnił, że jest obecnie najlepszym koszykarzem na świecie, a po zakończonej karierze uważany będzie za jednego z najlepszych w historii. Wcześniej zarzucano mu, że jest to Król bez pierścienia, ale posiada je już dwa. Niektórzy mówią, że potrzebował do tego Wade'a, ale w tym stwierdzeniu nie ma cienia prawdy, bo w obu mistrzowskich sezonach to James był liderem i tym, dzięki któremu głównie Miami sięgało po tytuł. Potrzebował po prostu dobrej drużyny, jaką posiadali wszyscy byli mistrzowie jak Jordan, Magic, Bird, Bryant czy inni, a nie średniaków, którzy bez niego pałętaliby się w dolnych rejonach tabeli. Każdy z wielkich mistrzów musiał mieć stojący za sobą dobry zespół i co najmniej jednego świetnego pomocnika. Tego właśnie potrzebował James i najzwyczajniej w świecie należało mu się to. Niektórzy narzekają też, że nie ma takich zdobyczy punktowych jak miał np. Jordan, ale to zupełnie inny typ gracza. On dominuje grę w inny sposób. Michael brał piłkę do rąk i rzucał, LeBron za to jest świetnym playmakerem i jeśli ktoś ma lepszą pozycje od niego, to oddaje mu piłkę. Król James w tegorocznych finałach był najlepszy w punktach, zbiórkach, asystach oraz przechwytach. Pełna dominacja. Po obu stronach parkietu. Jedyne z czym się mogę zgodzić to zarzut, że potrafi zawieść przy rzutach w ostatnich sekundach gry. Owszem, nie ma takiego jump shota jak miał Jordan czy ma Kobe, jednak można spojrzeć na to też z innej strony. Czy James zawiódł w najważniejszych momentach zakończonych niedawno finałów? W ostatnich dwóch meczach, w tzw. elimination games dla Miami, LeBron zdobył średnio 34,5 pkt, 11 zbiórek oraz 7,5 asysty. No i czy zawiódł w ostatnich sekundach decydującego, ostatniego pojedynku? Trafił daggera, nie zadrżała mu ręka przy wolnych i zamknął mecz. Tak, on to zrobił, nikt inny. Niestety ludzie, mając w pamięci Jordana (albo nawet co gorsza nie mając w pamięci, a tylko opierając się na filmikach z YouTube...), chcą, aby gwiazdy NBA grały właśnie tak jak on. Brały piłkę w rękę, rzucały, pobijały rekordy punktowe i najlepiej trafiły przy tym buzzer-beatery. Bryant był bardzo podobny do Michaela, spełniał w dużym stopniu te wymagania. Ale może teraz czas innego rodzaju gwiazdę? Wszechstronną, dominującą w większej ilości elementów gry, sprawiającą, że koledzy wyglądają przy nim na lepszych niż rzeczywiście są, a przede wszystkim gwiazdy o niesamowicie wysokiej koszykarskiej inteligencji? Taki właśnie jest LeBron. Nigdy nie będzie Jordanem, nie będzie Bryantem, będzie LeBronem Jamesem. Tworzy swoją własną historię, a nie historię opartą na kimś, kto był przed nim. I ludzie powinni oddać Królowi co królewskie. Muszę przyznać, że przez to jak jest nienawidzony przez wielu kibiców koszykówki, sam zacząłem mu kibicować, aby zamykał hejterom gęby. I bardzo się cieszę, że LeBron pisze własną historię.