Do Redakcji
„Gazety Wyborczej”
(ale list otwarty, żeby nie pozostał zamknięty)
Droga Redakcjo,
Na wstępie naszego listu bardzo serdecznie przepraszamy, że pozwalamy sobie pisać do Szanownych Panów Redaktorów i równie Szanownych Pań Redaktorek o kibolach z Poznania. Ale tak jakoś smutno nam się zrobiło, bo „Gruby”, to pisze u Was o nas same złe rzeczy. Rodzice nam zawsze mówili, że nie wolno mówić o kimś źle, jeśli się nie wie, czy komuś nie robi się krzywdy. Mama i tata „Grubego” na pewno uczyli go tego samego. Przecież „wszystkie dzieci nasze są”, a ten kolega, co tak o nas dużo pisze, pewnie zna tą piosenkę. Oj w ogóle, to ten kolega, to musi znać dużo piosenek. Mamy nam ostatnio czytały, że nawet był na koncercie Iron Maiden, co to był w Warszawie, jak Legia miała grać z Polonią. Ale się narobiło, bo podobno „Stadion Gwardii to żenada, nie nadaje się na takie imprezy. Mimo trudnych warunków w powietrzu była wyczuwalna wzajemna sympatia. Bez względu na wiek czy wygląd każdy mógł czuć się członkiem wielkiej wspólnoty. Na Legii było inaczej, w powietrzu unosił się jeden wielki bluzg. Skąd taka różnica? Fani Maidenów kochają swoich idoli i ich muzykę, ludzie chodzący na Legię kochają tylko samych siebie.” „Gruby” się mocno wkurzył na legionistów i my to się wcale nie dziwimy. No bo to ładnie tak krzyczeć, i skakać, i w ogóle?! No przecież wielka wspólnota Maidenów, to dużo lepiej niż kibolstwo. Łe tam, my to nie rozumiemy, co to jest, to kibolstwo, ale strasznie to musi być złe, bo koledzy „Grubego” też tak piszą. No niechże by inaczej – jak mawiają nasze babcie. Uuuu, bo babcia to poważna sprawa – tak mówią u nas, w Poznaniu. Ale w Poznaniu to też jest wcale nie lepiej. „Gruby” tak pisze, a się na tym zna. Tak ostatnio o nas napisał: „Do zarządu Legii chcę się zwrócić z apelem. Negocjujcie sobie z kim chcecie za pośrednictwem kogokolwiek chcecie. Cokolwiek zrobicie pamiętajcie o jednym - nie kopiujcie Poznania pod żadnym pozorem. Niech nas zburzą, niech nas spalą, niech zostaną tu same krzyże jak na poznańskiej płachcie. Wszystko będzie lepsze niż wiejska atmosfera jak ta w Poznaniu. (...) Nie sądziłem bowiem, że szowinizm lokalny może być źródłem takiego chamstwa. Akurat tak się składa, że Warszawa całkiem niedawno było mocno zniszczona i to wcale nie z powodu trzęsienia ziemi.” Te trzy kropki w nawiasie, to tata Marcina nam wpisał, ale nie mówi po co. Ale my to już teraz nie wiemy, co myśleć, bo niedawno byli u nas Panowie z zagranicy. Jeden taki, co gra w Szwajcarii w takim mieście jak Warszawa, nazywa się Josip Colina i mówił, że „Kibice Lecha byli wspaniali i bardzo wspierali swoją drużynę. Gdyby nie oni gospodarze strzeliliby pewnie tylko trzy albo cztery bramki”. To sobie pomyśleliśmy, że jak on jest obrońcą, to na pewno chciał obronić kumpli, żeby koledzy z podwórka na nich nie krzyczeli, że przegrali z naszymi 6:0. Bo to przecież poruta jak diabli! Potem przyjechali tacy z Austrii. Milenko Acimovic mówił, że „Słyszeliśmy, że jutro stadion ma się wypełnić po brzegi. Wiemy, że Lech ma bardzo dobrych kibiców, którzy licznie przychodzą na mecze i w Poznaniu zawsze jest bardzo gorąca atmosfera. Sporo o tym słyszeliśmy”, a Sabolcs Safar: – „Wiemy, że trybuny zapełnią się do ostatniego miejsca. Słyszeliśmy, że na meczach panuje tu wspaniała atmosfera, ale jesteśmy na to przygotowani.” Nie wiemy, kto im to wszystko mówił. Przecież nie „Gruby”? Smutno im potem było, bo raz to oni wygrali z naszymi, a potem nasi z nimi. I co też oni wygadywali! Znowu obrońca musiał bronić kumpli, bo mówił, że „Publiczność była niewiarygodna, zaimponowali mi tym zaangażowaniem.” Tata Marcina nam podpowiada, że to był Franz Schiemer. I jeszcze jeden, taki z trudnym nazwiskiem. Napiszemy powoli, żeby się nie pomylić – M a m a d o u D i a b a n g. Pffff, on to dowalił do pieca (Marcin tak mówi): – „Kibice tutaj byli fantastyczni, głośni i zdeterminowani. Pokazali wielką klasę.” Z tymi klasami to nie wiemy już wcale, o co mu chodziło. Jeden od nas – Krzysiek Kotorowski mówił, że to chyba nie o szkołę chodziło. Krzysiek wie, bo z nimi gadał, jak im chciał u nich oddać zapalniczki. No fajne chłopaki są w tej Austrii, bo Krzyśkowi na meczu pożyczali. I nie chcieli żeby im oddawać. To Krzychu dał sędziemu, bo pewnie się bał, że mama go w domu opieprzy, że wziął bez pytania.I tak sobie myślimy, że te chłopaki, to oni po polsku nie mówią i dlatego gadają coś innego niż „Gruby”. Ale tata Marcina mówi, że na meczu był Rafał Ulatowski i opowiadał, że „Dziś kibice nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni pokazali klasę. Zawsze powtarzam, że z przyjemnością przyjeżdżam na Bułgarską, bo zawsze jest pełen stadion i bardzo dobra oprawa i Kolejorz zawsze gra tu bardzo dobrze.”. Ale ten to jest mądrala, bo kiedyś tu pracował. Bez łachy!No to zapytaliśmy Michała Janotę, co to gra w Holandii, o co tu chodzi, a on się głupkowato cieszy, że tu nie przyjedzie, bo „kibice Lecha to by nas „zjedli””. No co też on gada – przecież kibole nie jedzą piłkarzy! To wie nawet gruba Magda z Łazarza (może jakaś koleżanka tego „Grubego” od Was?).Droga Redakcjo,Napiszcie nam, o co chodzi temu „Grubemu”. Bo my to tak sobie myślimy, że on wcale nie jest gruby, tylko rudy i złośliwy, ale Pani podobno u Was mówiła, że nie można się przezywać.Musimy już kończyć, bo tata Marcina bierze nas na Bułgarską. Zanim poznaliśmy „Grubego”, to lubiliśmy tam chodzić, ale teraz to już się boimy. A co jak reszta 24 tysięcy naszych kumpli też się przestraszy? To kto będzie chodził na mecze? Może przyślecie nam kogoś od Was? Jak by się 3 tysiące na pół podzieliło, to na pewno będzie cisza i spokój. I wreszcie się „Gruby” od nas odczepi.Tylko nie mówcie mu, że do Was napisaliśmy, bo to podobno mazgaj…
Pa!
Ejbry z „Wiary Lecha”
HiHi Uwielbiam takie listy