Ja zagłosowałem na jedynego mojego faworyta, który zdobył mistrzostwo na moich oczach, że tak powiem. Jest nim Damon Hill, który być może nie należał do najbardziej utalentowanych kierowców za swojej "kadencji", ale bywały wyścigi, gdy walczył jak równy w równym nawet z Schumacherem. Może lubiłem go też dlatego, że jego ojciec był na prawdę kimś wyjątkowym, człowiekiem o niespotykanej charyzmie z dużym poczuciem humoru, lubianym chyba przez wszystkich kierowców z lat 60-tych. Pewnie starałem się doszukiwać podobnych cech u Damona...
Tak czy inaczej nigdy nie zapomnę GP Węgier z 1997 roku, kiedy Hill w Arrowsie zakwalifikował się na trzeciej pozycji i tuż po starcie wyszedł na prowadzenie, pokonując Villeneuve'a i Schumachera. Ah, jaka szkoda, że z powodu awarii na mecie był drugi, ale to i tak nie zmienia faktu, że pojechał rewelacyjnie. Na tym torze zawsze wiodło mu się całkiem nieźle - to tu odniósł pierwsze zwycięstwo w 1993 roku.