Ech stare dobre czasy i pojedynki Hill - Schumacher... Hill był kierowcą, któremu się poszczęściło. Trafił w odpowiednim czasie do odpowiedniego zespołu, "dzięki" tragicznemu wypadkowi na Imoli stał się kierowcą nr 1 w Williamsie i przez 3 lata walczył o tytuł, aż w końcu mu się to udało.
TobaccoBoy napisał(a):Kto mówi, że był "rzemieślnikiem" bez talentu ten burak i durak...
Hill był rzemieślnikiem, ale miał talent. Pokazał to w 1994 roku, kiedy to potrafił podnieść zespół na nogi po tragedii na Imoli. Z kierowcy, który miał pomóc Sennie w drodze po mistrzostwo, sam stał się głównym kandydatem do tytułu. Szkoda, że Williams się go pozbył po 1996 roku, Hill jakoś zawsze mi się kojarzył z tym zespołem. W Arrowsie był jeden wyścig, który pokazał talent Hilla - GP Węgier 1997. Naprawdę niewiele brakowało, żeby wygrał ten wyścig... Potem przesiadka do Jordana i niestety spadek formy. Najpierw problemy z samochodem na początku 1998 roku, potem dosyć szczęśliwa wygrana w Spa. Sezon 1999 nie należał do udanych - Hill został zdeklasowany przez Frentzena. Dobrze, że wtedy się wycofał, a nie stoczył na dno jak Villeneuve.
Bardzo miło wspominam tego pana - zawsze mu kibicowałem w pojedynkach z Schumacherem i szlag mnie trafił podczas GP Australii 1994 - było mi cholernie szkoda wtedy Hilla.