Moja historia zepsutych kierownic:
Compressor Deluxe - śmierć naturalna
Compressor Supreme - największy fenomen. Kilkanaście remontów, w tym: ręczne łączenie kabli pomijających zniszczoną płytkę drukowaną, naprawa potencjometrów, skręcenie pedałów śrubami po tym jak się rozpadły, obklejenie całej kierownicy taśmą żeby się nie rozpadała, lutowanie wejść pedałów i skrzyni x2, nieudana próba zmienienia konstrukcji. W końcu pedały wysiadły, więc przełożyłem gaz i hamulec na ręce. Nie zrezygnowałem oczywiście z manualnej skrzyni i pojechałem tak w jednym wyścigu ligowym.
Compressor Supreme 2 - właściwie działo się to samo co z "jedynką", tyle że już mi się nie chciało w tym babrać.
Apollo Monza - działała dobrze może przez dziesięć dnnnn...minut.
Powód - potencjometry.
Trust Predator - złamanie imadła, więc trzeba było kleić biurko taśmą (podobnie było w CS2), ponowne lutowanie potencjometrów, pewnego razu zmęczenie materiału - obudowa nie wytrzymała i sprężyna ją złamała - wtedy skończyła się kiera z centrowaniem, w końcu zgon.
Formula Force EX - złamanie kolumny kierownicy, ponowne przykręcenie, przyklejenie, w końcu odpadła na FL w test race na Imoli.
Formula Force EX - tak jak w przypadku Compressorów kupiłem to samo, bo nie lubię się przyzwyczajać. Służyła dzielnie, w końcu pedał hamulca się złamał. Na szczęście miałem poprzedni komplet więc nie było problemu. Komplet z poprzedniej kiery też się zużył, tylko tym razem problemem był gaz. W ostatnie GP jakie jechałem był strasznie miękki i latał na boki, ale dojechałem.
Teraz jest
G25 i następnej kierownicy nie będzie.