KERS, KERS, KERS Dopiero teraz Magneti Marelli zaczyna sobie radzić z problemami związanymi z silnikiem elektrycznym i jednostką sterującą, dlatego też jakiś czas temu Ferrari rozpoczęło prace nad własnym KERS, będącym innym rozwiązaniem, ale wykorzystującym części od MM. Podczas prezentacji F2009 w bolidzie będzie zamontowany system produkcji MM, jednak w trakcie styczniowych testów na zostać przetestowana także druga wersja.
Jeśli jakiś zespół nie będzie miał w swoich autach KERS w GP Australii, to wątpliwym jest, aby się to zmieniło do końca sezonu. Wprowadzono zakaz testów między wyścigami, a raczej nikt nie będzie poświęcał treningowych sesji na prace tylko w tym aspekcie.
Ferrari o tym, czy pojawi się podczas pierwszego GP z KERS na pokładzie, zadecyduje pod koniec lutego. Renault i Toyota także współpracują z Magneti Marelli, a Red Bull i Toro Rosso są tutaj zależne od zespołów dostarczających im silniki. Zespoły te będą jednak musiały stanąć przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest stworzenie efektywnego i niezawodnego KERS. BMW mimo 10 dni testowania nadal boryka się z problemami: na Jerez dwa nadwozia zostały uszkodzone, po tym jak przegrzane łożysko w okolicach zbiornika paliwa wypaliło dziurę w kanale z włókna węglowego.
Williams ciągle czeka na sprawny silnik elektryczny, mają także oni problemy z akumulatorem. Już przy 20 tysięcy obrotach na minutę łożysko zaczęło się przegrzewać, podczas gdy powinno ono wytrzymać 40 tysięcy obrotów. Koszty innego rozwiązania, na którego stworzenie i tak jest już za późno, mieściłyby się w sumach idących w kilkanaście milionów.
Toyota ma podobno pracować nad dwoma nadwoziami - jednym zaprojektowanym z myślą o KERS, a drugim bez. Inna wersja głosi, że zbudowali oni bolid, w którym system może zostać dowolnie zamontowany, o ile istnieje taka potrzeba.