Wracając do kwestii wyprzedzania i "nudy" w wyścigach...
Nawet w F1 obecna jest moda, a zwłaszcza jest ona widoczna wśród kibiców. Kwestią mody jest też zjawisko znane jako wyprzedzanie. Dla większości (takie przynajmniej odnoszę wrażenie) bez niego wyścig jest nudny jak flaki z olejem. Ale czym jest wyprzedzenie, ten termin powtarzany w kółko i w kółko? Jest to moment kiedy jeden bolid mija drugi, czyli zamiana miejsc. Czyż nie?
Ale co jest emocjonującego w tym momencie? Czy przechodzą wam po rękach dreszcze, gdy zawodnik A z pierwszego miejsa dubluje zawodnika B, który jest na końcu stawki? Nie? A przecież on go wyprzedził, przejechał obok niego, ten zawodnik z tyłu znalazł się z przodu... Więc o co chodzi?
Chodzi o modę. Zapewne do końca świata i jeszcze dłużej ludzie oglądający jakiekolwiek wyścigi będą narzekać na "brak wyprzedzania" i na to, że "wyścig był nudny". Nie usiądą oni jednak i nie zastanowią się nad tym problemem. Jak dla mnie sam moment wyprzedzenia nie jest najważniejszy. Owszem, na początku brakowało mi tego. Ale usiadłem, obejrzałem kilka wyścigów różnych serii i mam wnioski.
1) Wyprzedzanie - owszem, wyprzedzanie to ważna część wyścigów. Ale jednak ważniejszą sprawą jest walka. Nie, nie musi być ciągłą zamiana pozycji zawodników. Wystarczy, że jadą jeden za drugim przez kilkanaście okrążeń - to już jest emocjonująca walka. Jeden próbuje atakować - drugi bronić się. Jest to najczęściej występujący typ walki i w obecnym sezonie można go uświadczyć częściej niż w latach poprzednich, bo rzeczywiście bolidy mogą jeździć bliżej siebie. Wyprzedzenie ma być wisienką na torcie, a nie gwoździem programu (vide - bliska przeszłość, GP Europy 2007, Alonso versus Massa - walka, blisko siebie, i na koniec wisienka w postaci wyprzedzenia). Jednak czy wyprzedzenie musi być tą wisienką? Nie! Wisienką może być ciągła inteligentna obrona zawodnika na przedzie! To też jest sztuka, bo zawodnik z przodu jednak mniej widzi tego z tyłu, niż ten z tyłu tego z przodu.
2) Nuda - wyścigi nie są nudne, od początku sezonu 2007 widziałem tylko jeden naprawdę nudny wyścig (może kiedyś powiedziałem inaczej, ale moje poglądy mogły się trochę zmienić od tamtego czasu): było to GP Chin 2008. Czemu więc wyścigi mnie nie nudzą? Ponieważ nauczyłem się zachwycać - serce mi szybciej biło, gdy Vettel był o sekundę szybszy na okrążeniu na GP Wielkiej Brytanii od cięższych od niego kierowców. Wyścigi to nie jest koszykówka ani piłka nożna, trzeba przestawić swoje myślenie na kompletnie inny tor! A jak? Cóż, ja na przykład wyćwiczyłem się oglądając stare wyścigi, kiedy to informacje o stanie wyścigu pokazywano co kilka(naście) okrążeń, więc trzeba było samemu obserwować i analizować. Z małą pomocą komentatorów. Teraz mamy super-przekazy z wyścigów, pełno informacji na ekranie, czasy na żywo w internecie (z którymi nawet treningi są emocjonujące)! Mimo to dla niektórych wyścigi są nudne... Jak dla mnie - kwestia mody. I trochę polskiej marudności w genach
Był to zbiór przemyśleń moich, nikogo nie zmuszam do podobnego. Każdy ma swój rozum (moda do pieca!
)