Jeszcze nie przebrzmiało echo ostatnich wydarzeń, o których pisaliśmy w wiadomości Megaupload zamknięte, właściciele aresztowani, Anonymous atakują, a już mamy kolejne wieści z frontu. Tym razem sprawa wraca do źródła, czyli nieszczęsnego SOPA i PIPA, a dokładnie pomysłodawcy STOP Online Piracy Act, amerykańskiego przewodniczącego Komisji sprawiedliwości w Izbie Reprezentantów – Lamara Smitha, który ogłosił wczoraj, że odkłada rozpatrzenie projektu ustawy o piractwie internetowym do czasu, gdy uda się osiągnąć szersze porozumienie w sprawie tychże kontrowersyjnych przepisów.
„Usłyszałem od krytyków poważne zastrzeżenia i obawy dotyczące proponowanych przepisów w sprawie rozwiązania problemu piractwa internetowego” - powiedział Smith. - „Jest jasne, że musimy zrewidować podejście, jak najlepiej rozwiązać problem zagranicznych złodziei, którzy kradną i sprzedają amerykańskie wynalazki i produkty” – dodał amerykański kongresmen.
Na tym etapie zmagań internauci odnieśli zwycięstwo. Na pewno niemała w tym zasługa pospolitego ruszenia w sieci, choćby petycji online. Samo Google zebrało ponad 7 milionów podpisów i wezwało Kongres USA do odrzucenia ustawy. Pamiętamy również protest Wikipedii i niknące w oczach szeregi podmiotów popierających projekt kontrowersyjnych ustaw.
Oczywiście nie zabrakło głosów krytykujących zawieszenie SOPA i PIPA. Przewodniczący Motion Picture Association of America - Christopher Dodd tak podsumował powyższe wydarzenia, cyt.: "W wyniku braku działania, USA będą w dalszym ciągu bezpieczną przystanią dla zagranicznych złodziei. Amerykańskie miejsca pracy nadal będą zagrożone, a konsumenci narażeni na oszustwa i niebezpieczne produkty zagranicznych przestępców”.
Tymczasem, w cieniu SOPA i PIPA, kryje się inne zagrożenie, którego niewesoły finał może mieć miejsce już wkrótce, a dokładnie 26 stycznia. Właśnie w czwartkowy poranek Polska zamierza podpisać umowę handlową dotyczącą zwalczania obrotu towarami podrobionymi (ang. ACTA – Anti-Counterfeiting Trade Agreement), mająca w założeniu chronić własność intelektualną, zachować konkurencyjność europejskich przedsiębiorców oraz pozytywnie wpłynąć na zatrudnienie w UE. To piękne i szczytne cele, niestety jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Negocjacje dotyczące ACTA były poufne i faktycznie zakończyły się jeszcze w 2010 roku, bez konsultacji społecznych. Prawdopodobnie gdyby nie przeciek z Wikileaks sprawa nie dotarłaby do świadomości opinii publicznej, a przynajmniej nie tak wcześnie. Warto zaznaczyć, że za ideami ACTA, kryją się konkretne mechanizmy i sposoby działania jak np. odcinanie użytkowników od sieci, monitorowanie i rejestrowanie działań milionów ludzi.
Pewne zapisy ACTA budzą kontrowersje również ze względu na to, że mogą oznaczać ograniczenie prawa do prywatności, czy dostępu do dóbr kultury. Zastrzeżenia wobec ACTA były na tyle poważne, że EDRi, europejska koalicja organizacji broniących praw cyfrowych, również stanęła frontem przeciwko ACTA. I nie ona jedna.
Niestety na finiszu polskiej prezydencji, Rada UE podjęła decyzje o podpisaniu umowy, a w zeszłym tygodniu, podczas spotkania w kancelarii premiera, przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki oraz Ministerstwa Kultury ogłosili, że Polska również parafuje ACTA.
W naszym kraju nie było żadnych dyskusji na temat kontrowersyjnej umowy, nie było rozmów z organizacjami pozarządowymi w rodzaju Dialogu. Sprawy nie poruszono nawet na posiedzeniu Rady Ministrów. Po prostu ją zatwierdzono wykorzystując zamieszanie w trakcie ostatniej zmiany ministerialnych stołków.
Przykre w tym jest to, że premier publicznie obiecywał, iż sprawa ACTA zostanie potraktowana przez polski rząd z uwagą i nie podejmie żadnych działań, zanim nie zostaną przedyskutowane wszelkie wątpliwości. Tymczasem żaden z resortów nie miał uwag do ACTA. Po dwóch dniach krążenia dokumentów wystosowanych przez resort kultury, sprawa została "przyklepana" a uchwałę przyjęto z marszu. Ot tak.
Na szczęście sprawa nie została zamieciona pod dywan, m.in. z powodu zamieszania wokół SOPA i PIPA. Wiceminister administracji i cyfryzacji, Igor Ostrowski, ogłosił na Twitterze, że minister Michał Boni będzie wnioskował do premiera z prośbą o wstrzymanie podpisu ACTA do czasu wyjaśnienia kwestii podniesionych na spotkaniu grupy Dialog, w której skład wchodzą organizacje społeczne, izby gospodarcze, internauci oraz przedstawiciele rządu.
Jak możemy wyrazić swój sprzeciw wobec ACTA? Choćby na Facebooku, a dokładnie stronie społecznego protestu NIE dla ACTA - apel do naszych przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. W tej chwili chodzi głównie o to, aby zapisy zawarte w ACTA trafiły do konsultacji społecznych. Ta sprawa jest zbyt ważna nie dlatego, że piraci i złodzieje mieliby się z pyszna, bo ACTA zapewne im zwisa i powiewa, ale dlatego, że to przeciętny użytkownik internetu podpadałby pod zapisy ustawy.
Nie wiemy jakie mogłoby to powodować skutki, możemy tylko domniemywać, ale właśnie dlatego musimy się tego dowiedzieć i nie możemy pozwolić, aby ktoś swobodnie konstruował narzędzia, które mogą być w przyszłości środkiem różnorakich reperkusji. Inaczej któregoś dnia obudzimy się w świecie, w którym Internet nie będzie już miejscem swobodnego przepływu myśli i twórczości oraz synonimem wolności dla bardzo wielu ludzi. Będzie SOPA, PIPA lub inne ACTA.