Chwała zwycięzcom.. gdy Jenson zjechał na zmianę opon stanął mi przed oczami Kubica w Chinach 2006 lub Raikkonen na Sepang- zbyt wcześnie, już ma po wyścigu... ale opony zadziałały a matematyka zrobiła swoje. Anglik odrobił na tyle aby wyjechać zaraz za Robertem po jego zmianie, dogrzane opony zrobiły swoje, Vettel wyautowany... a reszta to już historia. Dobrze widzieć Jensa na najwyższym stopniu podium- wszak "najgorszy mistrz świata w historii" jak nazywają go głupole, musiał zdominować w pierwszej kolejności Hamiltona aby tam wskoczyć. Szybkie kwalifikacje, prawie bezbłędny wyścig i szczęście. Jeden z trzech bohaterów.
Teraz pora popodniecać się drugim, Kubicą a jest czym. Pierwszy punkt to naturalnie super start, -2 pozycje +knebel w usta marudom. Potem Robert zrobił coś co defacto uratowało mu wyścig a co najlepiej było widać ze śmigłowca- spokojnie i powoli wytracił prędkość przed pierwszym zakrętem nie odpuszczając jednocześnie pozycji. Dzięki temu mógł sobie pozwolić na spokojne objechanie Alonso po dość ciasnej linii zewnętrznej drugiego zakrętu. Ten spokój i świadomość ewentualnego kotła na pierwszym winklu to tak marginesie coś, czego zabrakło trzem mistrzom świata, ale sprawa incydentu wyścigowego Alo-But-Sch to już inny temat. Trochę rozczarowało mnie brak wyprzedzenia Webbo, ale Renault dysponowało w wyścigu zdecydowanie zbyt niskimi prędkościami aby wykonać takowy manewr mimo śmiałych prób.
Miło wspominam też wspomniany wyjazd z boku na poślizgu na milimetry od lizakowego i bałaganu ekipy obok- dzięki temu- i naturalnie dobrej postawie mechaników- udało się pogromić Massę co miało fundamentalne znaczenie dla dalszego przebiegu wyścigu. No i bezbłędna jazda i takie historie, ale gwoździem programu pozostaje powstrzymanie Hamiltona.
Po tym gdy Lewis mijał rywali jak tyczki, niemal bez wysiłku i w ekspresowym tempie zbliżał się do Renault byłem totalnie pewny, że wyrok już zapadł a wykonanie nie przeciągnie się na dłużej niż kółko... a jednak! Lewis pomimo druzgocącej przewagi prędkości sięgającej 15 km/h... (McLaren niemożebnie gnoił prędkościami tak że aż strach)..
Po dojechaniu do Roba był zupełnie bezradny ratując się finalnie postojem w boksie. Odniosłem silne wrażenie, że Lewis na ogonie Polaka prawie zupełnie stracił zęby a mityczne 'wielkie jaj' zmalały mocno na średnicy. Oczywiście usilnie próbował i starał się, ale ani razu nie zdecydował się na przeprowadzenie śmiałego ataku gdy nie osiągał zdecydowanej przewagi przed zakrętem. Lewis zdecydowanie czuje respekt przed swoim wielkim rywale, jeszcze z czasów karting znając jego umiejętności i zajadłość- najsilniej objawiło się to na parabolicznej prostej w drugim sektorze gdy pomimo zejścia na zewnętrzną i osiągnięcia drobnej przewagi odpuścił. Większych przewag nie osiągał bo żółto-czarny obiekt z przodu wykonywał na zakrętach iście ekwilibrystyczne sztuczki aby przed prostymi odskoczyć i wyrobić bezpieczną przewagę. Tak, to był pokaz wielkiej klasy.
Potem w zasadzie nie było już jakiejś specjalnej obrony przed Ferrari. Pełna kontrola, opony Felipe były w podobnej kondycji i utrzymywał się właściwie 0,8-1,5 sekundy za, więc relaks.
Trzeci wielki Australii to naturalnie Alonso. Potężna przewaga sprzętowa nad wyprzedzanymi był bardzo zauważalna (Alonso potrafił wyprzedzać nawet wachlując obrotami...), ale hiszpański łącznik między pedałami a kierownicą odegrał tu równie ważną rolę. Wystarczy spojrzeć jak wypadł na tle Schumachera będące w analogicznej sytuacji. Szybki Fernando w szybkim i niezawodnym Ferrari utwierdza się na pozycji faworyta do tytułu.
Duży plus dla Liuzziego za kolejne punkty. Niepostrzeżenie, ale skutecznie. Jeśli mowa o FI to ciekawostka- Mercedes się posypał. Prawdziwa anomalia. Posypał się i Red Bull, ale to żadne zaskoczenie. Trzeba pogodzić się z pewną kwestią... konstrukcje Neweya z wyjątkiem pancernych Williamów lat 90, na początku swojego istnienia (to dopiero drugi wyścig drugiego roku życia tej koncepcji) są bardzo delikatne- wyżyłowane, niczym Lotusy Chapmana. Red Bull zacznie teraz dąsać się na dostawce hamulców jak na Renault? odrobina pokory silnie wskazana. Samochód oczywiście nadal pozostaje najszybszy, tuż przed Ferrari. W wyścigu mocno nadrobił McLaren, ale ich tempo nie było tak okrutne jak można byłoby wnioskować po Hamiltonie- on przecież pędził Maka kosztem zjadania opon robiąc kółka niemal kwalifikacyjne. Ich tempo w odniesieniu np. do Renault oddaje Button. Skala 10 sekund przewagi na dystansie 50 kółek wyścigu, biorąc pod uwagę obronę Kuby przed Hamiltonem nie jest żadną przepaścią.
PS. korciło mnie żeby postawić u buków sporo pieniędzy (coś około średniej krajowej) na niesklasyfikowanie w wyścigu kompletu HRT i Virgin... łup, a tu dojechał… i to kto- Karun
to bym się przejechał.
Ogólna konkluzja- Australia wymiata. Łapy precz od Parku Alberta na rzecz jakiegoś tilkedromu na polach... Zanosi się na wyścig sezonu choć naturalnie liczę na coś jeszcze ciekawszego.