Skoro przesiedziałem miesiąc na urlopie toteż miałem dużo czasu na przemyślenia i refleksje dotyczące tego sezonu.
Zacznę od tego, że z mojej perspektywy (fana McLarena) sezon 2012 był najgorszym z wszystkich jakie widziałem i to niekoniecznie na żywo. Niestety niełatwo ogląda się sezon, w którym nie było ani jednego wyścigu, który potoczyłby się szczęśliwie dla McLarena. Od września największym marzeniem był koniec tego sezonu, ostatnie wyścigi oglądałem z obowiązku, bo przyjemności już nie miałem z tego żadnej.
Dlaczego tak? Teraz postaram się przedstawić w wartości bezwzględnej punkty, które potencjalnie stracił McLaren wskutek błędów własnych lub innych, przy czym już teraz pisze, że ma to taki sens jak wstawianie polskich drużyn w losowaniu grup LM, kiedy te wcześniej odpadły. Również piszę, że nie doszukuje się sił nadprzyrodzonych.
GP Australii - 3, SC wyjechał w najgorszym możliwym momencie.
GP Malezji - błąd Buttona, nic nie doliczam
GP Chin - spore szanse na zwycięstwo Buttona zwieńczone tragicznym pit-stopem i spadkiem za Kimiego, 7
GP Bahrajnu - dwa tragiczne pit-stopy Lewisa spowodowały, że spadł z piątego miejsca na ósme, będąc szybszym niż kierowcy przed nim, do tego awaria Buttona, 14
GP Hiszpanii - niewystarczająca ilość paliwa w samochodzie Lewisa, który był dominatorem tego weekendu, zamiast zwycięstwa, 8 miejsce, 21
GP Monako - genialna strategia i piąte miejsce Lewisa zamiast trzeciego, 5
GP Europy - niezawiniona kolizja Lewisa z Pastorem, uciekło niezagrożone czwarte miejsce, 12
GP Wielkiej Brytanii - kolejny popis strategiczny powoduje spadek Lewisa za Schu, 2
GP Niemiec - kapeć Lewisa na początku wyścigu, a biorąc pod uwagę, że wyścig ten wyglądał następująco: Alonso, Button, Vettel i długo, długo nic, to miejsce na podium poszło w cholerę, 15
GP Węgier - najgłupsza strategia Button od GP Monako 2011, jeden pit-stop więcej tylko po to, by bezsensownie stracić dwie pozycje, 4
GP Belgii - Romę Grożaą..., 12
GP Włoch - awaria Buttona zabiera niezagrożony dublet, 18
GP Singapuru - awaria skrzyni biegów Lewisa, kiedy ten byl na prowadzeniu z dużą szansą na zwycięstwo, bo w Singapurze raczej trudno by było Vettelowi wyprzedzić Lewisa, 25
GP Koreii - szybka eliminacja Buttona z wyścigu, który przez cały weekend był szybszy od Hamiltona, awaria zawieszenia tego drugiego no i trawa (
), 17
GP Abu Zabi - tor McLarena, dominacja absolutna Hamiltona i... awaria - tego nigdy nie wybaczę McLarenowi, 25
GP USA - awaria Buttona w kwalifikacjach, który był szybszy od obu Ferrari, 5
GP Brazylii - Hulkenberg odbiera możliwą wygraną Lewisa w jego ostatnim wyścigu dla McLarena i zapewnia Ferrari drugie miejsce w WCC, a tak pięknie się wyścig zaczął, 18
Bilans: 3 stracone dublety, 4 stracone zwycięstwa i masa innych, dobrze punktowanych miejsc. To wszystko sprawiło, że McLaren mając najszybszy bolid w stawce zakończył sezon na trzecim miejscu w WCC za sporo wolniejszym Ferrari.
Dlaczego tak się stało?
Po pierwsze: awarie. Przez miesiąc urlopu dotarło do mnie, że awarie to nie żadne fatum, ani pech tylko błąd zespołu. Kogo bowiem obwiniać za awarie? Boga?
Po drugie: problemy z pit-stopami na początku sezonu i żałosne strategie. To już tylko i wyłącznie wina zespołu i można mieć tylko do niego pretensje. Trzeba też pochwalić zespół za to, że zażegnali problemy z postojami.
Po trzecie: kolizje, żółte flagi w kwalifikacjach itp. To sytuacje losowe, które w tym sporcie były, są i będą. Można co najwyżej poprzeklinać pod nosem i przyjąć je do wiadomości. Żadne fatum, F1 to sport kontaktowy.
Do czego jednak zmierzam pisząc ten "arcyciekawy" wywód? Wniosek jest jeden:
McLaren przegrał sezon 2012 tylko i wyłącznie na własne życzenie. Jest to kolejny na liście tych niechlubnych od 1998 roku, czyli: 1999, 2000, 2003, 2005, 2007 no i 2012.
Tak, były sytuacje pechowe jak z niezawinionymi kolizjami, ale tak jak już pisałem, to zawsze będzie się zdarzać, zespół zaś jest zobowiązany do zminimalizowania strat wszędzie tam, gdzie ma na to wpływ, a tego z pewnością McLaren nie uczynił.
Do tego wniosku dochodziłem w sumie bardzo długo, o czym inni zdołali się już przekonać. W tym wszystkim można mówić jedynie o pechu kierowców, chociaż też nie do końca, bo w końcu też nikt ich nie zmuszał do jazdy w tym zespole.