Anderis napisał(a):Nienawidzę, jeśli można przewidzieć co się może zdarzyć. Nie po to oglądam sport, żeby wydarzyło się to, co przewidziałem.
Źle się wyraziłem. Nie chodzi mi o to, abym już po starcie mógł przewidzieć kto zajmie miejsce na podium, kto się rozbije itd. Jednak obecny chaos na torze sprawia, że ja mam wrażenie, że końcowy wynik nie zależy od tego jak który kierowca jedzie, czy ma dobre tempo, nie rozbija się, nie robi uślizgów tylko od zwykłej loterii z oponami. Gdybym chciał oglądać aż tak nieprzewidywalne wydarzenia, to oglądałbym losowanie totolotka. Weźmy ostatni wyścig pod uwagę: tempo Sauberów pozwalało sądzić, że wreszcie osiągną jakiś przyzwoity rezultat w wyścigu całym zespołem. Tymczasem główną rolę odegrały tutaj opony, które najpierw zasyfiły tor, przez co Gutierrez o mało nie wylądował w barierach bo ośmielił się wyjechać parę centymetrów poza linię wyścigową. A potem oczywiście oponiarska loteria sprawiła, że Mercedesy musiały zjechać na pit-stop, a potem poomijać inne samochody niczym tyczki. Jeśli to nazywamy:
bartoszcze napisał(a):fantastyczne pojedynki
to ja nie za bardzo rozumiem jak w takim razie nazwać walkę dwóch kierowców, gdy jeden nie ma przewagi w postaci DRS, nowych opon itd.
Weźmy na przykład mecz piłki nożnej. Nie znamy wyniku (jest to ta rzecz nie do przewidzenia), ale po grze zespołów widzimy, kto spisuje się lepiej, kto gorzej, czyja gra nam się bardziej podoba, jednak końcowy wynik wciąż jest nieprzewidywalny. Ale widząc sytuację na boisku możemy powiedzieć "A chyba wygra, bo B gra słabo", ale wciąż są to tylko przypuszczenia. Jest to ten poziom "przewidywalności" o jaki mi chodziło. W obecnych wyścigach o takich dywagacjach nie ma mowy. Ja to widzę trochę tak, że 22 samochody stają na starcie, jadą parę okrążeń potem zaczynają się zjazdy do boksu, których obecnie mamy za dużo. Efektem końcowym są "różne strategie", które ze strategią nie mają nic wspólnego, bo jak tutaj nazwać "strategią" konieczność zjazdu do boksu kierowcy, któremu najzwyczajniej w świecie "skończyły" się opony, wcześniej niż przewidywano, tylko dlatego, że np. temperatura toru wzrosła o 2 stopnie. Nikt mi nie wmówi, że nie jest dziwnym fakt, że Vettel jedzie najwięcej okrążeń na jednym komplecie opon, ustanawiając bardzo dobre okrążenia, a w kolejnym wyścigu nagle się okaże, że Red Bull ma problemy z oponami. O ile uwzględnimy różną charakterystykę torów, to oczywiście jest to do pewnego poziomu akceptowalne. No ale już bez przesady. Zwróćmy uwagę na Force India, które na początku sezonu odnosiły bardzo dobre rezultaty, a teraz nagle mają problem. I o ile mi jest to na rękę, bo wolę Saubera, to jednak rozsądek każe sądzić, że to jest po prostu wypadkowa dziadowskich opon i ich zmiany w trakcie sezonu. Nie jest to ta "nieprzewidywalność", o której się mówi z pożądaniem, jest to raczej chore.
IceMan11 napisał(a):Manewry decyduące o pozycji końcowej kierowców zawsze były, są i będą emocjonujące.
Wiesz co, oglądam 11 sezon F1, widziałem za dużo prawdziwych manewrów wyprzedzania decydujących o końcowym rezultacie, żeby zachwycać się taką farsą jaką mieliśmy w niedzielę.
katinka napisał(a):A gumy takie jakie są, te jak z plasteliny, rozpadające się po kilku okrążeniach to chyba jeszcze spowalniają kierowców, nie pozwalają im cisnąć,
Racja, zgadzam się z Tobą. Problemem nie jest początek wyścigu, środek wyścigu, tylko koniec. Nie pierwszy wyścig, gdy przez 80% czasu nic się nie działo, a nagle w końcówce zaczynają się wyprzedzać. Czy to taka chęć walki kierowców o pozycje w ostatnich okrążeniach? Moim zdaniem nie. Jest to efekt tego, że mamy obecnie tyle pit-stopów i do tego w tak różnych częściach wyścigu, że na koniec zawsze się zdarzy paru kierowców, którzy jadą na świeżych oponach, ale przez pit-stop znaleźli się gdzieś z tyłu i "przebijają" się do przodu. Takie sytuacje są ciekawe, ale raz na jakiś czas. Wtedy można powiedzieć o trafnym doborze strategi, dobrym rozczytaniu sytuacji na torze przez inżynierów. Ale jeśli dzieje się tak co wyścig to ja bardziej widzę tutaj po prostu czynnik rodem z loterii, a nie geniusz inżynierów.
Dla mnie lepiej byłoby gdybyśmy liczbę "manewrów wyprzedzania" z końcówki wyścigu rozłożyli na cały wyścig i wyeliminowali czynnik "lepszych opon".
katinka napisał(a):Nie tęsknię do tej F1 której nie znam
Otóż to! Nie wspominam z sentymentem czasów "Senny i Prosta" mówiąc "wtedy to się ścigali" wyciągając całą swoją wiedzę na temat tych czasów z YouTube. Wspominam czasy, które oglądałem, które mi się podobały. Sezony 2009 i 2010 po zmianie przepisów, a jeszcze przed wprowadzeniem sypiących się opon, DRS są mi po prostu bliższe niż obecny chaos. I nie będę porównywał żadnych wyścigów, jak to ktoś mi radził, bo to bezcelowe. Jeden lubi gdy Ferrari wyprzedza rowerzystę, a drugi lubi jak Ferrari wyprzedza McLarena - a z gustami ciężko polemizować. Ja się zaliczam do tej drugiej grupy.
Anderis napisał(a):Były. Może nie dla wszystkich, ale dla mnie były. Dużo rzeczy mogło się wydarzyć. Hamilton parę razy o mało co nie wjechał w tylne skrzydło Rosbergowi. Kierowcy z reguły nie ustępowali w pierwszym zakręcie, tylko po 1-2 okrążeniach. Zawsze mogło dojść do jakiejś kolizji, albo ten na samym początku kolejki mógł się obronić dzięki temu, że tamci z tyłu tracili czas.
Nie wierzę, że Ty to napisałeś... nie widzę nic ciekawego w tym, że "mogło dojść do kolizji". To, że kierowcy nie ustępowali w pierwszym zakręcie to efekt bardziej charakterystyki toru, a dokładniej ostatniego zakrętu, którego nie przejeżdżało się na 2-gim biegu, przez co cała przewaga wynikająca ze "świeższych opon", którą można wykorzystać przy przyspieszaniu po prostu nie istniała. W ogólnym rozrachunku było jednak po prostu pewne, że Hulkenberg i McLareny się nie obronią.