Apetyt rośnie w miarę jedzenia jak to mawiają. Taki Bianchi marzy o regularnych punktach. Gdy to się ziści - o regularnych podiach, później zwycięstwach, a na końcu o mistrzostwach. W tym momencie Alonso mając już to wszystko o czym Bianchi na razie marzy, zadowoli się tylko mistrzostwami. Czy uważam, że Bianchi pragnie mniej od Alonso, bo jeszcze nic nie ma? Tak.
Sama już nie wiem. Z jednej strony możesz mieć rację, bo taki Ricciardo np. wygrał zaledwie 1 wyścig i potem zaraz zaczął gadać o swoim mistrzostwie. Tyle że Daniel nie to Alonso i nigdy nim nie będzie... Ale dla Bianchiego takie zwycięstwo ze względu na zespół w jakim jeździ jest jak na razie niedostępnym marzeniem i dlatego może tego pragnąć bardziej, bo tak przeważnie jest zawsze z tym co nieosiągalne.
Ale z radości czy ze smutku jak Maldonado wyeliminował Hamiltona? A może żal ci było Vettela lub Grosjeana, który miał chyba najlepszą w karierze okazję na zwycięstwo? Co to był za wyścig, F1 na najwyższym poziomie pod każdym względem. Pomyśleć, że ten wyścig przebiło GP USA, a tydzień później Interlagos 2012, co jak dla mnie jest najlepszym wyścigiem F1 ever.
Ani z radości ani ze smutku, wtedy to przez Alonso, niby taki twardy facet, bezkompromisowy na torze, a poryczał się aż tak, to fajne. Może i mam czasami pierdolca na punkcie Hamiltona, ale nie patrzę na F1 tylko przez jego sukcesy i porażki. No tamta Walencja była wspaniała, pomimo odpadnięcia Lewisa, pomimo awarii Vettela i Groszka. No i ten Pietrov wyprzedzający Massę... Ja nie mam nawet swojego ulubionego wyścigu tak jak wszyscy tu, wszystkie lubię, a najlepsze te, w których jest chociaż jedna ostra walka, taka bez odpuszczania i o każdy centymetr toru, taka która zapiera dech. Tak na szybko, to chociażby ta Alonso i Vettela na Monzy w 2012, lub manewr Webbera na Alo w Eau Roge na Spa 2011, o i ta Raikkonena z Hamiltonem też na Spa w 2008, lub Massy z Kubicą na Fuji 2007, to wszystko najlepsze co jest w F1. Chociaż oczywiście najwięcej emocji było na Interlagos 2008 z wiadomych powodów, wszystko przez Lewisa i Massę, nigdy nie zapomnę tamtego sezonu.