xdomino996 napisał(a):barti_kakti napisał(a):ice napisał(a):Najlepsze, że nieważne co nawali to na pewno przez kierowcę, silnik, hamulce, skrzynia nieważne, widocznie wszystko lubi psuć.
Nikt nie powiedział, że przez kierowcę, a jedynie, że kierowca też może mieć w tym jakiś udział. To zasadnicza różnica.
To nie są samochody jak te nasze drogowe, gdzie mamy wpływ na zużycie wszystkiego. To są bolidy, które są przeznaczone do jazdy na limicie przez cały czas + trwałość elementów też jest ograniczona. Kierowca praktycznie nie ma żadnego udziału w zużyciu, chyba, że będzie się na siłę starać psuć sprzęt.
Nie do końca tak jest. Wyczynowe komponenty są projektowane i produkowane w obranym punkcie kompromisu między wytrzymałością a zoptymalizowaniem wagowym, objętościowym i w przypadku tarcz, wymogami chłodzenia. Każdy producent jest w stanie wyprodukować tarcze, okładziny i systemy hamulcowe zdolne wytrzymać "wszystko" sensu stricte, w ramach standardowego weekendu GP, ale masa własna i system chłodzenia na jakie byłyby policzone, byłyby nie do przyjęcia dla konstruktorów F1 z uwagi na bardzo niepożądany wzrost masy wirującej i nieresorowanej oraz rozbudowany w przestrzeni wokół piast system aerodynamicznego zarządzania chłodzeniem układu.
Nie chodzi przecież o to, że ktoś kopie w hamulce i tarcza się rozpada, zacisk wypada z jarzma i tym podobne pierdoły. Chodzi o procesy chemiczne, poziom cząsteczek, atomów. Domniemam, że jest w stylu hamowania Hamiltona coś, co czyni proces utleniania się tarcz i okładzin bardziej intensywnym, głębszym, na innym stopniu utleniania lub coś w tym rodzaju. Nie potrafię jego opisać dokładniej, nie jestem chemikiem.