Ad@m napisał(a):Np wiadomo że nie da się pójść do sklepu i kupić olej jakim zalewają silnik w Ferrari, co nie oznacza że rozwijana i ciągle ulepszana technologia jego produkcji nie może być wykorzystana dla ulepszenia olejów dla cywilnych silników.
Rzecz w tym, że:
a) oleje i inne smarowidła to są pojedyncze procenty w produkcji koncernów petrochemicznych i koncernom nie opłaca się zrobić nic ponad normy, które ma dany olej spełniać (na szczęście są też małe firmy, zajmujące się wyłącznie produkcją środków smarnych: Motul, Fuchs -- Silkolene, Redline, Millers),
b) od dawna robi się manewry w inną stronę: oleje oparte o bazy HC (hydrokrakowanych) nazywa się olejami syntetycznymi (Castrol nawet wywalczył sobie prawo do tego przez sądem w US&A), czyli sprzedaje gorszy produkt jako lepszy (i tu znów sprawa Castrola, gdzie RS 10W60 z lat 90-ych to zupełnie inny olej niż ten sprzedawany po roku 2000 -- Castrol, bez podania tego do wiadomości, zmienił skład RS-a, ten nowy najprawdopodobniej był olejem na bazie HC, a nie PAO).
c) wymagania stawiane olejom do sportu są zupełnie inne niż olejom do aut drogowych: olej na ulicę ma zapewnić poprawną pracę przy przebiegach po 30kkm między wymianami (czym nikt się w sporcie nie przejmuje), ma mieć niską lepkość (tu jest zbieżność z olejami do dragsterów i wyścigów górskich, gdzie są spotykane nawet w klasie 0W-20, ale częstokroć ważniejsza jest grubość filmu olejowego w ciężkich warunkach niźli niskie straty), nie może mieć wysokiej zawartości siarki, fosforu czy cynku (a oleje do sportu wręcz przeciwnie -- te dodatki poprawiają pracę par trących, ale niszczą katalizatory).
r.
I am The Great Cornholio. You have awakened my bunghole, and now you must pay! The streets will flow with the blood of the non-believers!