Tor oglądany z bliska wywołuje opad szczęki, tak naprawdę to co wygląda w TV czy na YT na swobodną jazdę jest orką na ugorze, z którą problemu nie mają tylko najlepsi w najwyższej klasie, chociaż gleby zaliczyli chyba wszyscy łącznie z Błażusiakiem. Dla juniorów to było duże wyzwanie, dla polskich zawodników startujących w przerwach między wyścigami mistrzowskimi to była dosłownie walka o życie, zwłaszcza przeszkoda "wodna", na której było chyba z kilkadziesiąt upadków a niektórzy mieli problem, żeby się z niej po upadku wydostać. Sporo plastików a i chyba parę żeber w ten wieczór się poddało
Właśnie po występach pół-amatorów, którzy po kilku okrążeniach nie mieli dość siły, żeby zaatakować przeszkodę albo podnieść motocykl człowiek uświadamia sobie jakie nieprawdopodobne przygotowanie atletyczne i wydolnościowe muszą mieć zawodowcy.
W pierwszym biegu Taddy upadł na pierwszym zakręcie, spadł na ostatnie miejsce a potem przez 10 okrążeń wyprzedzał kolejnych zawodników. Gdy wydawało się, że nie ma już szans dogonić prowadzącego Cody Webba ten wywinął eleganckiego orła w połowie ostatniego okrążenia i Taddy wyszedł na prowadzenie i wygrał. Co się działo w hali! Klimat trochę jak na żużlowym GP, zwłaszcza gdy na stracie rozlega się wściekły jazgot 16 dwusuwów ale i pewnie tak jak w przypadku żużla TV nigdy tego nie odda. Zapach, hałas, akcja na wyciągnięcie ręki.
W juniorach dobrze sobie radził Oskar Kaczmarczyk, raz szósty, za drugim razem piąty. Niestety w trzecim starcie utknął właśnie w "rowie" z wodą, gdzie dosłownie został stratowany i przygnieciony przez inny motocykl. Widać jednak, że chłopak ma "papiery" na szybką jazdę.
Przednia impreza. Do Łodzi nigdy nie miałem po drodze ale teraz mam nadzieję, że Taddy jeszcze trochę pojeździ i będzie okazja go zobaczyć za rok w Gdańsku.
Klasyfikacja po pierwszej rundzie -
http://www.enduro-abc.com/index.php?mod ... categ_id=7