Michael Schumacher nie jest jedyną osobą, która po tragicznej śmierci Ayrtona Senny w 1994 roku rozważała możliwość zakończenia kariery w Formule 1. Podobne wątpliwości miał również Ron Dennis, który po przejściu Brazylijczyka do zespołu Williams był z nim nadal w bliskiej przyjaźni. Szef zespołu McLaren twierdzi wręcz, że prędzej czy później Senna powróciłby do jego stajni, gdyby nie wypadek na torze Imola.
Myśl o odejściu z F1 powróciła do jego głowy pod koniec 1995 roku, kiedy to podczas treningów do wyścigu o Grand Prix Australii na torze ulicznym w Adelajdzie poważnemu wypadkowi uległ jego ówczesny podopieczny, Mika Hakkinen. Kto wie, czy tak by się właśnie nie stało w przypadku śmierci Fina, który zdołał jednak uniknąć takiego losu i w dodatku zdobył później dwa tytuły mistrzowskie. W porównaniu do tamtych przeżyć obecny kryzys zespołu McLaren trudno nazwać cierpieniem dla duszy.
Ron Dennis nie należy do ludzi, którzy zbyt często okazują emocje, ale w związku ze zbliżającą się 10 rocznicą śmierci trzykrotnego mistrza świata zaczyna wspominać, jak trudno było mu się pogodzić ze stratą bliskiego przyjaciela. „Poradziłem z tym sobie w taki sposób, że dokładnie przemyślałem to co się stało, umieściłem to w szczególnym miejscu swojego umysłu i następnie skupiłem się na dalszym życiu. Nie wydaje mi się, żeby Ayrton chciał zmienić cokolwiek z tego co się stało. Stracił swoje życie robiąc coś, do czego podchodził z pasją i co było jego całym życiem, z wyłączeniem wielu przyjemności, z których korzystali inni kierowcy. Był zupełnie oddany, całkowicie skupiony, czerpał ogromną satysfakcję z doświadczania emocji towarzyszących ściganiu się i odnoszeniu zwycięstw. Wiedział, że nie jest niepokonany. Znał swoje ograniczenia, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i akceptował je”.
Dennis niewiele mówi o przejściu Senny do Williamsa, które nastąpiło po zdobyciu trzech tytułów mistrzowskich i ustanowieniu wielu rekordów, ale wspomina pewną rozmowę w Magny-Cours. „Nie pamiętam dokładnie słów, ale to co mi chciał powiedzieć brzmiało mniej więcej tak: wcale nie jestem zadowolony i kiedyś wrócę”.
Osiągnięcia Senny to trzy tytuły mistrzowskie, 41 zwycięstw, 65 pole positions (rekord nie pobity do dzisiaj) i 19 najszybszych okrążeń wykręconych podczas wyścigów. Dennis wspomina Brazylijczyka jako cichą osobę, poważnego filozoficznego człowieka... dopóki jego partnerem nie został Gerhard Berger. Austriak w zasadzie siłą zmusił Ayrtona do rozluźnienia oraz do rozchmurzenia się i wszyscy którzy znali go i pracowali z nim są przekonani, że Senna po pójściu w ślady Gerharda odkrył siebie na nowo, zaczął cieszyć się z życia, ze swoich umiejętności i nie tylko. Ludzie którzy wcześniej uważali go za chłodnego i powściągliwego, zaczęli się do niego bardziej serdecznie odnosić.
Dennis twierdzi, że Senna wcześniej w ogóle nie miał poczucia humoru i trzeba się było o nie postarać. „To stało się dosyć zabawną misją dla mnie i dla Gerharda – żarty i psikusy stale przewijały się przez cały zespół i czasem były wręcz ekstremalne. Oczywiście kiedy zdał sobie sprawę z tego, że stało się to czymś w rodzaju współzawodnictwa, kto posunie się do najbardziej oburzających rzeczy w stosunku do innych, taki sam nastrój udzielił się również i jemu”.
W najbliższych tygodniach z pewnością pojawi się jeszcze wiele nieznanych historii na temat uważanego za jednego z najlepszych kierowców wyścigowych. Mało kto znał jednak Brazylijczyka tak dobrze jak Dennis, który nie był tylko i wyłącznie jego pracodawcą, ale również bliskim przyjacielem.
(Wolne tłumaczenie na podstawie artykułu ze strony pitpass.com)