Embed from Getty Images

Sebastian Vettel nie ukrywa, iż miał szczęście, że do awarii hamulców w jego bolidzie doszło na dojeździe do pierwszego zakrętu.

Niemiec jechał na siedemnastej pozycji, mając za sobą Williamsa George'a Russella. Czterokrotny mistrz świata otrzymał przez radio informację o problemie z lewą tylną sekcją bolidu. Szybko okazało się, że doszło do awarii hamulców.

„To najgorsze co może ci się przytrafić, ale na szczęście do awarii doszło w najlepszym możliwym fragmencie toru. Gdyby hamulce zawiodły w innym miejscu, to nie byłoby zbyt miło. Pedał stracił ciśnienie i pojechałem przed siebie”.

„Na wcześniejszych okrążeniach wiedziałem, że wpadłem w kłopoty. Udawało nam się utrzymywać hamulce przy życiu, ale nie pracowały jak należy. Ogólnie miałem problemy. Zaliczyliśmy bardzo słaby start na twardych oponach i straciłem pozycje. Później wpadłem w tarapaty, musiałem schładzać bolid a ostatecznie doszło do awarii hamulców. Cóż, krótki wyścig”.

Ostatni sezon współpracy Vettela z Ferrari zdaje się nie przynosić żadnych postępów w zakresie osiągów bolidu. Niemiec stwierdza jednak enigmatycznie, iż nie zawsze dostaje się to, co się chce.

„To bardzo trudny moment dla całego zespołu. Znajdujemy się w sytuacji, w której każdego weekendu musimy walczyć o możliwie jak najlepsze zwieńczenie tego sezonu. Przed nami wciąż wiele wyścigów. Oczywiście gdybym mógł wybierać, to wybrałbym walkę na czele stawki. Czasem masz jednak związane ręce i nie masz wyboru – trzeba radzić sobie z tym, co się ma”.

„Nawet jeśli jest ciężko, nie możemy się poddawać. W pewnym sensie to dobrze, że w ten weekend na trybunach nie było kibiców. Życie jest jakie jest. To kwestia od punktu widzenia. Nawet jeśli profesjonalnie oceniając naszą sytuację nie ma w tej chwili zbyt wielu optymistycznych rzeczy, to zawsze można wyciągnąć coś pozytywnego. Wszystko zależy od tego na czym się koncentrujesz”.